Do You Like My Tight Sweater? See How It Fits My Body...
W działach: Muzyka, Płyty, Moloko, Roisin Murphy | Odsłony: 1W czasie moich ostatnich muzycznych eksploracji nie odkrywam zbyt wielu dźwięków godnych zainteresowania. Czasami trafi się coś, co na dłużej przykuje moją uwagę, ale nie da się porównać tego do moich dawniejszych fascynacji muzyką (jak choćby Nosowską czy Illusion sprzed kilku lat).
Tym bardziej wartościowym dla mnie jest nieustające zauroczenie Roisin Murphy i zespołem w którym zaczynała swą karierę - Moloko.
Roisin to przeurocza pani z Irlandii, która kilkanaście lat temu na sławetnej w pewnych kręgach imprezie zagadała uroczego gościa mówiąc: „Czy lubisz mój obcisły sweterek”? Gościem którego chciała poderwać Roisin był Mark Brydon, muzyk (gra na basie) i doświadczony producent muzyczny. Para nie próżnując stworzyła zespół i szybko wskoczyła do studia. Nie minęły trzy machnięcia ogonem a ich pierwsza płyta była gotowa.
Do You Like My Tight Sweater? (bo tak nazywa się debiut Moloko) utrzymana jest w dość ciężkich i mrocznych klimatach – widać na niej fascynacje acid jazzem, downtempo, czy (przede wszystkim) trip-hopem (ale raczej takim w stylu Trickiego z Maxinquaye a nie delikatniejszym i bardziej lirycznym Massive Attack).
Nie jest to płyta łatwa – przez dłuższy czas pomijałem ją uparcie słuchając lżejszych i bardziej tanecznych utworów z Things to Make and Do czy Statues. Pewnego dnia jednak postanowiłem się z nią zapoznać i od tamtej pory ciężko mi tę płytę wyrzucić z głowy.
Na Do You... pełno jest chłodnej, ciężkiej elektroniki, jest też zimny, jakby wyobcowany głos Murphy z którym na płytce sporo poeksperymentowano. Całości dopełnia całe mnóstwo „przeszkadzajkowych” efektów, potęgujących wrażenie zimno-falowej estetyki, w której (przynajmniej na początku) celowało Moloko.
Majstersztykiem którego mogę słuchac godzinami jest Lotus Eaters. W tej, ponad siedmiominutowej piosence, zaszalano ze wszystkim z czym tylko można. Roisin nuci, piszczy, mamrocze, basy snują się mrocznymi uliczkami rodem z filmu Noir a ostre klawisze i syntezatory przeszywają namacalnym wręcz chłodem. Jak dla mnie to ciężko znaleźć równie karkołomny projekt, który miałby taki potencjał na stanie się przebojem. Innymi piosenkami których nie sposób wyrzucić z głowy są Buttelfly 747, Fun For Me, Day For Night czy Where is the What if the What is in Why - istne perełki, które winny rządzić na wszystkich listach przebojów roku pańskiego 1995.
Nie wiem czemu, ale przypomina mi Morrisona. Tylko że w butach które nie pasują do kurtki.
No właśnie, dlaczego Do You... nie zyskało popularności, na którą Moloko czekać musiało aż do płyty Things to Make... a właściwie stworzonej przez dj Borisa wszech-tanecznej wersji Sing it Back? Cóż – sama specyfika lat 90. ma tu dużo do gadania. W tych, jakże mrocznych i ciężkich dla ambitniejszej muzyki, czasach, królowało obciachowe disco-polo albo śmieszni chłopcy śpiewający o nie swoich, wygenerowanych przez speców od marketingu uczuciach. Zresztą, powiedzmy szczerze, sam trip-hop (a krytycy do takiego właśnie wora wrzucili Moloko), nie jest muzą łatwą i pogodną, i trafia w dość wąską grupę odbiorców.
Ale o Do you... muszę powiedzieć jedno – jeśli jesteście na imprezie, na której ją grają, znaczy się że trafiliście na najlepszą potańcówę w cholernym mieście!